Od autorów



"Sztuka dla ludu to wstrętne i płaskie banalizowanie środków jakimi się artysta posługuje, to plebejuszowskie udostępnianie tego, co z natury rzeczy trudno dostępne. Dla ludu chleba potrzeba, nie sztuki, jak będzie miał co żreć, to do sztuki sobie sam drogę znajdzie."

Stanisław Przybyszewski, Confiteor, "Życie" 1 stycznia 1899
 

Gdy wydaliśmy nasz poprzedni album, POLSKI OUTDOOR, poświęcony dewastacji krajobrazu Polski przez nie kontrolowany zalew reklam, wielokrotnie słyszeliśmy, że przedstawiamy jednostronny, wypaczony obraz rzeczywistości, że powinniśmy pokazywać również jakieś przykłady pozytywne. Odpowiadaliśmy, że nie chcemy pouczać twórców reklam, jak robić dobrą reklamę, ani architektów i urbanistów, jak dobrze zagospodarowywać przestrzeń. Obie te grupy zawodowe doskonale wiedzą, jak wykonywać swój fach, a mizeria polskiej reklamy zewnętrznej tkwi w fatalnych regulacjach prawnych. Mówiliśmy również, że już wkrótce pokażemy inne zjawisko, które także znaleźć można w naszej przestrzeni publicznej, a z którego dla odmniany powinniśmy być dumni. Tym zjawiskiem jest polski street art. Paradoksalnie, zarówno reklama, jak i street art, mają jedną wspólną cechę – mało kto zwraca na nie w Polsce uwagę.   

Niezwykła popularność street artu trwa w krajach Zachodu już blisko dekadę. Na naszych oczach ten otoczony pociagającą mgiełką nielegalności kierunek sztuki szturmem zdobył główny nurt kultury. Jednocześnie nikt do tej pory nie pokusił się o zebranie i przedstawienie w jednej publikacji dokonań najważniejszych polskich twórców gatunku i pokazanie, choćby w skróconej formie, historii tego zjawiska w naszym kraju. Postanowiliśmy wypełnilić tę lukę.

Dwa lata naszej pracy były fascynującym okresem. Penetrując rodzimą scenę, czuliśmy się jak podróżnicy odkrywający nowe lądy. To, co zobaczyliśmy, na zawsze zmieniło naszą percepcję przestrzeni publicznej, nasze spojrzenie na jej estetykę i poetykę. Staliśmy się widzami w fascynującej, spontanicznie narastającej galerii sztuki, której terenem są całe miasta. Właśnie takie spojrzenie na street art, spojrzenie widza, staraliśmy się utrzymać w naszym albumie. Jako autorzy, niemal całkowicie się z niego wycofaliśmy, oddając głos artystom. Setkom zdjęć towarzyszą jedynie krótkie teksty nadesłane przez samych twórców, równie wiele mówiące o ich autorach jak to, co widać na obrazkach. Świadomie zrezygnowaliśmy z zamieszczania zwyczajowych notek biograficznych. Chcieliśmy, aby odbiór prac nie następował przez filtr wiedzy o tym, kto jest absolwentem prestiżowej uczelni artystycznej, z wystawami w Nowym Yorku i Londynie na koncie, a kto zajaranym, unikającym spotkań z policją  małolatem z puszką farby w ręku. Dokładnie tak, jak dzieje się to na ulicy.

W albumie pokazaliśmy prace ponad 50 artystów. Wśród nich są twórcy funkcjonujący w pierwszej lidze światowego obiegu street artu, tacy jak Zbiok, laureat fundowanej przez ministra kultury nagrody Gepperta, czy tworzący gigantyczne kompozycje szablonowe M City, ale także młodzi ludzie, którzy bakcyla ulicznej twórczości połknęli całkiem niedawno. Czasem kryterium był wysoki poziom prac, czasem, pomimo braków warsztatowych, spora dawka inteligentnego humoru, czy specyficzny dialog, podejmowany z widzem.   

Mamy nadzieję, że ten album przyczyni się do popularyzacji do tej fascynującej dziedziny sztuki w naszym kraju, że zachęci czytelników do poszukiwania street artu w swojej okolicy, a także tam, gdzie jest go najwięcej , czyli w… internecie. Żyjemy w cyfrowych czasach, dziś każdy artysta, zarówno profesjonalista, jak i amator, może liczyć na globalną publicznośc i globalną popularność, nawet jeśli tworzy w kącie swojego podwórka. W tym sensie street art i internet zdemokratyzowały sztukę, odebrały ja kuratorom, wyciągnęły z hermetycznych white cubeów galerii i oddały zwykłym ludziom., realizując w praktyce i bez odgórnego wsparcia wykpiwaną przez Przybyszewskiego koncepcję „sztuki dla ludu“. Pośrednio więc, pojawienie się street artu w tym właśnie momencie historii cywilizacji Zachodu dowodzi, że żyjemy jednak w czasach nie tylko dość spokojnych, ale również względnie dostatnich. I to właśnie jest w tym wszystkim najbardziej optymistyczne.

Elżbieta Dymna i Marcin Rutkiewicz